<< Wstecz |
Wybrano: R-4355 a, z 1909 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Dlaczego mnie prześladujesz?
Złoty tekst: „Padłszy
na ziemią, usłyszał głos do siebie mówiący: Saulu! Saulu! dlaczego mnie
prześladujesz?” –Dz. Ap. 9:4.
Zauważywszy
już ustanowienie Ewangelii w Judei i Samarii, a także otworzenie drzwi
sposobności dla pogan, przychodzimy teraz do prześledzenia rozpowszechnienia
poselstwa Prawdy pomiędzy poganami. To prowadzi nas do kontaktu z wielkim
apostołem Pawłem, którego praca usługiwania jest tematem międzynarodowej lekcji
naszych czasów.
Apostoł
pogan miał dwa imiona: Saul i Paweł. Wg żydowskiego rodu otrzymał imię podobne
do pierwszego króla izraelskiego, lecz ponieważ podobnie jak jego ojciec był
rzymskim obywatelem, było rzeczą wskazaną, aby otrzymał szczególne imię i
zostało mu nadane imię Paweł – możliwe dlatego, że w języku greckim imię Saul
(Saulus) znaczy „Kołyszący się”. Znajdujemy, że usługa ap. Pawła, która
dosięgła obcych krajów, była powodem, że przyswoił on sobie i używał jedynie
swego rzymskiego imienia i obywatelstwa. Jego ród był rdzennie żydowski i
religijny – należał do sekty faryzeuszy. To spowodowało, że nie został posłany
do Uniwersytetu w Tarsie, lecz do Jerozolimy, do szkoły Gamaliela. Jednakże
całkiem możliwe, że jego pierwsze kontakty z wykształconymi Grekami pomogły mu
osiągnąć taki umysłowy poziom, który później okazał się dla niego pomocny, gdy
zwracał się do ludzi różnych stanów.
Tradycja
utrzymuje, że jego rodzice byli dość bogaci, co wynika z posiadania przez nich
rzymskiego obywatelstwa. Ponadto wykształcenie Pawła w szkole Gamaliela jest
tego dowodem, gdyż uczęszczali do niej synowie bogatych. Należy domyślać się,
że nawrócenie się Pawła na chrześcijaństwo, całkowicie odizolowało go od jego
domu, rodziny, a także pozbawiło go korzyści, którymi przedtem cieszył się i
wszystkiego, co chętnie porzucił dla sprawy Chrystusa. Fakt, że posiadał fach w
zawodzie producenta namiotów, nie zaprzecza powyższemu, gdyż było to zwyczajem
bogatych ludzi, aby dać swym synom jakiś zawód. Fakt, że apostoł Paweł był
biedny i potrzebował używać swego zawodu, zdaje się wskazywać, że jego
finansowe dochody były przerwane. Natomiast jego późniejsze warunki zdają się
wskazywać, że potem odziedziczył majątek po ojcu, co umożliwiło mu życie we
własnym domu, z licznymi wygodami, korzystając w owym czasie jedynie ze swych zasobów,
a nie z więziennych. Jest godne uwagi, że sprawy pieniędzy rzadko są
wspominane, gdy chodzi o naszego Pana czy też apostołów. Pieniądze w
dostatecznej kwocie na podatki i składki na potrzeby biednych w Jerozolimie w
owym czasie były jedynie sporadycznie wzmiankowane. Jesteśmy chętni postępować
w podobny sposób w związku z obecną pracą żniwa i zalecać to wszystkim
domownikom wiary.
Chociaż
ap. Paweł oświadczył, jak to twierdzili jego wrogowie, że jego cielesna postawa
była słaba, a jego mowa wzgardzona, jednakże dostrzegamy, że w Listrze
pospólstwo porównało go do swego boga Merkurego i w ten sposób dano uznanie
jego ogólnej świetności i energii. Doktor Pelouibet streścił jego charakter w
następujących znamiennych słowach uznania, które w pełni podajemy:
„Był on głęboko religijny,
wielkoduszny, pełen zapału, energiczny, wytrwały, o światłym umyśle, przyjazny
i miłujący. Był on wielkim w szerszym zakresie niż jakikolwiek człowiek w
historii ludzkości. Był wielkim podróżnikiem, wielkim pisarzem, wielkim mówcą,
wielkim organizatorem, wielkim misjonarzem i wielkim filozofem. Wszystkie jego
talenty zostały oddane w absolutnym poświęceniu się dla Jezusa Chrystusa. Jest
on Mojżeszem Nowego Testamentu. Obaj są dominującymi pomiędzy ludźmi”.
JEGO SZLACHETNE NAWRÓCENIE
Nie
możemy tu użyć sława „nawrócenie” w jego zwykłym znaczeniu. Musimy
pamiętać na osobiste słowa ap. Pawła, że był on wielkim wyznawcą prawdziwego
Boga i w pełni oddanym Jego służbie, nie w znaczeniu formalnym czy też
nominalnym, lecz z całego serca, z pełną energią i gorliwością, z jaką
prześladował Kościół. Miał on gorliwość wobec Boga, lecz nie według znajomości.
Gdy Bóg udzielił mu znajomości, nie zmieniło to jego serca, jego pobudek i
pobożności; spowodowało to jedynie zmianę kierunku jego działalności. Słowo
„nawrócenie” oznacza odwrócenie. Ap. Paweł nie został odwrócony od złego stanu
serca do prawidłowego, lecz został odwrócony w swym kierunku działania. Służył
on temu samemu Bogu, z tą samą gorliwością, jednakże rozumnie i poprawnie. Jest
to bardzo ważne, abyśmy dokładnie zauważyli, iż nie możemy oczekiwać od Boga
postępowania według powyższych zasad wobec niewierzących. On takich nie uderza,
lecz jak to mówi Pismo Święte – On ich pociąga. On pociąga jedynie tych, którzy
są we właściwej postawie serca – „odczuwają Boga” (Dz. Ap. 17:27).
Doświadczenie
ap. Pawła znajduje wiele odpowiedników w chrześcijańskim kościele, pomiędzy
oddanymi Panu, lecz zaślepionych przesądami. Tacy niekiedy gwałtownie
prześladują postępujących „tą drogą” i mogą czynić to w „dobrym
sumieniu”, jak to czynił ap. Paweł. Istnieje nadzieja dla takich, że w
pewnym stopniu Pan spowoduje otworzenie oczu ich wyrozumienia. Możemy mieć
więcej nadziei o nawróceniu od błędu do prawdy takich, którzy są gorzkimi
prześladowcami „tej drogi”, niż o tych, którzy są zimnymi, obojętnymi i
niedbałymi. Pan pragnie ustawicznie pomagać tym, których serca wobec Niego są
prawe. Naprawdę wielu podobnie jak ap. Paweł może ronić gorzkie łzy nad
karygodnymi czynami swej nieświadomości, nad swym błędem z powodu niedbałości
względem nauk Pisma Świętego, lecz w końcu Pan ich uwolni. W przeciwieństwie do
tego istnieje mała nadzieja o wszelkich takich, którzy raz skosztowali dobrego
Słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, a także stali się uczestnikami ducha
świętego – gdyby tacy odpadli. Możemy wytężyć wszystkie nasze siły dla ich
nawrócenia, lecz nie możemy mieć więcej nadziei. Jak to wspomina ap. Paweł,
jest rzeczą niemożliwą odnowa takich, którzy doszli do takiego stanu.
ARESZTOWANIE „SZKODLIWEGO” CZŁOWIEKA
Poprzednia
lekcja informowała nas o postępie Prawdy, a także o Pańskim błogosławieństwie w
działalności Jego naśladowców, lecz nadal Saul z Tarsu energicznie
przeciwstawiał się Pańskim naśladowcom jako autorytet w Zakonie, przed
Sanhendrynem, najwyższym kapłanem i ludem, ciężką ręką dokonując prześladowań.
Zostało to szczególnie ujawnione przez zezwolenie na ukamienowanie Szczepana.
Jego ostatnim posunięciem było otrzymanie rozkazów od najwyższego kapłana w
zakresie przywiezienia chrześcijan z Damaszku do Jerozolimy, aby zostali
poddani badaniom raczej przed Sanhedrynem niż przed lokalną synagogą.
Upoważnienia zostały zapewnione i Paweł jako przedstawiciel najwyższej
żydowskiej władzy owego czasu, w otoczeniu gromady ludzi, prawdopodobnie
podobnych jemu fanatyków lub możliwie upoważnionych sług, pewnego rodzaju hufca
policji, zbliżał się do Damaszku około południa. Nagle, w czasie
najjaśniejszego południowego blasku słońca, przyszło jeszcze jaśniejsze
światło, które dotkliwie uderzyło Saula i wtedy upadł na ziemię całkowicie
pokonany. Czy to było porażenie słońca? Nie! Była to wizja „przewyższająca
jasnością słońce w południe” – wizja Chrystusa, Syna Bożego w chwale. Głos
był również słyszany przez jego współtowarzyszy, lecz oni nie rozumieli słów,
które on słyszał w żydowskim języku jako posłannictwo od Pana: „Saulu,
Saulu, dlaczego mnie prześladujesz”. Oszołomiony Saul zapytał: „Kto ty
jesteś, Panie?” Odpowiedź brzmiała:: „Ja jestem Jezus, którego ty
prześladujesz” (pozostałe słowa: „trudno tobie przeciw ościeniowi
wierzgać”, a także „A Saul drżąc i bojąc się rzekł: Panie, co chcesz
abym ja uczynił” nie znajdują się w starych manuskryptach). „Powstań i
idź do Damaszku, a tam powiedzą ci, co masz czynić”. Jakie otwarcie oczu
wyrozumienia nastąpiło w chwili, gdy utracił on cielesny wzrok, z powodu
udzielenia mu Pańskiego miłosierdzia! Możemy sobie lepiej wyobrazić niż
wyjaśnić, jaki musiał być tok jego rozumowania. W swym faryzejstwie był on
wierzącym w Boga i przeciwnikiem herezji i heretyków. Bez wątpienia myślał o
sobie jako posiadającym wielki stopień Boskiego uznania z powodu swej
niestrudzonej gorliwości, a teraz nagle dowiedział się, że Jezus był
rzeczywiście Mesjaszem! Oznaczało to pierwszą naganę ze strony Pana: „Saulu, Saulu, dlaczego mnie prześladujesz?” Saul rzeczywiście myślał, że czynił
Bogu przysługę prześladując tych, którzy jak sądził byli zgrają heretyków,
pomiędzy którymi było niewielu wielkich, mądrych, uczonych lub szlachetnych.
Teraz ku swemu zdumieniu dostrzegł, że Ten Chwalebny, który mu się ukazał w
wizji, przyznawał się do tych niemądrych, nieszlachetnych, biednych jako do
swych braci, swych „członków”, a ich cierpienia były częścią Jego
własnych cierpień.
SAUL UPOKORZONY I ŁAGODNY
Gorliwy
Faryzeusz, lojalny i przygotowany do niszczenia heretyków, który szczycił się
swą gorliwością dla Pana, w jednej chwili został upokorzony do prochu, nie
tylko literalnie powalony na ziemię, lecz także zbity z tropu w swym umyśle i
zarozumiałości. Do miasta Damaszku miał wkroczyć z wielką godnością jako przedstawiciel
żydowskiego najwyższego kapłana, głowy żydowskiego systemu religijnego, a
wkraczał teraz zupełnie odmieniony. Otworzywszy swe oczy, gdy głos skierował go
do miasta, Saul stwierdził, że jest całkowicie ślepy i zażądał, aby go
prowadzono za rękę. Tak zmiażdżony przebywał w mieście przez trzy dni, nic nie
jedząc ani pijąc. Bez wątpienia zatrzymał się tam u znajomych albo zamieszkał w
hotelu, lecz widocznie na najbardziej arystokratycznej ulicy zwanej „Prosta”, która rzeczywiście była prosta, jakich mało było w starożytnych czasach.
Jej szerokość wynosiła sto stóp i posiadała kolumnadę z marmurowych kolumn,
oddzielającą ulicę od budynków.
BOSKI POSŁANIEC ANANIASZ
Jeśli
wspomniany w Piśmie Św. Ananiasz był ukarany za kłamstwo przeciwko Panu, inny o
tym samym imieniu okazał się wiernym. Mieszkał on w Damaszku. Jemu okazał się
Pan w wizji, kierując go do Saula i informując go, w jaki sposób ma mu otworzyć
oczy. Ananiasz zaprotestował mówiąc, że chyba zaszła tu pomyłka, ponieważ ten
mąż Saul uczynił wiele złego świętym w Jerozolimie. Znał on również cel jego
wizyty w Damaszku.
Pańskie
rozkazanie o Saulu do Ananiasza brzmiało: „Oto się modli”. Ach! Jak
wielka opowieść zawarta była w tych trzech słowach! Jak możemy być upewnieni,
że ci, którzy podobnie w pokorze zanoszą modły do Wszechmocnego, nie mają
szkodliwego usposobienia! Oczywiście są też modlitwy hipokratyczne, takie jakie
Pan zilustrował w przypowieści o Faryzeuszu i celniku, lecz ogólnie biorąc
domowe modlitwy mogą być rozpatrywane jako pewna wskazówka uczciwego i
skruszonego serca. Naszym zdaniem tylko modlitwy zanoszone przez oświeconych
Pańskich najprawdopodobniej osiągają nagrodę. Jeśli tacy niedostatecznie miłują
Pana, aby dziękować Mu za otrzymane miłosierdzie i zbliżać się do tronu niebiańskiej
łaski, aby osiągnąć miłosierdzie i pomoc potrzebną w każdym czasie potrzeby,
wówczas prawdopodobnie nie będą mieć dostatecznej siły, aby ostać się w
doświadczeniach i próbach. Życzylibyśmy sobie, aby wszyscy nasi czytelnicy byli
wiernymi i pilnymi w praktycznym stosowaniu modlitwy. Jesteśmy pewni o wielu z
nich, lecz pragnąc ich postępu zachęcamy, aby skwapliwie i serdecznie oceniali
ten przywilej modlitwy.
Ananiasz
jest pierwszym, który użył wyrazu „święci” w odniesieniu do naśladowców
Chrystusa. Jak sądzimy sławo to oznacza „poświęconych”. Z pewnością jest
to stosowne określenie dla wszystkich, którzy wyznają i usiłują postępować
śladami swego Mistrza. Starajmy się być godnymi tego imienia, niezależnie od
tego, czy jest ono wobec nas stosowane czy też nie.
JEST MI NACZYNIEM WYBRANYM
W
odpowiedzi na protest Ananiasza, Pan w wizji rzekł mu: „Idź, albowiem mi ten
jest naczyniem wybranym, aby nosił imię moje przed pogan i królów i przed syny
izraelskie. Albowiem ja mu ukażę, jako wiele musi cierpieć dla imienia mego”. Saul
był szczególnie przysposobiony przez urodzenie, wykształcenie i przez
temperament do służby, jaką Pan mu obrał. Był on naczyniem wybranym przez swe
uzdolnienie. Jednakże był on jedynie naczyniem. Dobrymi rzeczami, jakie to
naczynie miało nosić, były: Boskie posłannictwo, miłość i miłosierdzie.
Podobnie dzieje się ze wszystkimi powołanymi „członkami” Kościoła.
Jesteśmy jedynie naczyniami. Zacność, zasługa i godność są w naszym Panu. My
jesteśmy jedynie sługami Pana i Jego Kościoła. Nie możemy rozumieć, że Saul
został wybrany, aby poszedł do nieba, lecz by być naczyniem miłosierdzia. Lecz
nawet pod tym względem jego wybranie zależne było od jego osobistej chęci.
Mówiąc o sobie oświadcza: „Nie byłem nieposłuszny niebiańskiemu widzeniu”. Na
innym miejscu apostoł mówi nam, że „Pan powołał mnie z żywota swojej matki”. Przypuszczalnie miał na uwadze, że widocznie Boska opatrzność zarządziła i
ułożyła sprawy, że został urodzony w pewnych warunkach i otoczeniu, które
zmierzały do tego, aby uczynić go właśnie takim naczyniem dla Ewangelii, jakim
stał się teraz. Jednakże to wybranie nie było przeciwne jego dobrowolnemu
działaniu. Sam oświadcza, że może być sam odrzucony, choć opowiadał Ewangelię
drugim. Podobna lekcja ma zastosowanie wobec nas wszystkich. Pan może zarządzić
naszymi sprawami dając nam szczególne sposobności i przywileje związane z Jego
dziełem, lecz nigdy nie przeciwstawia się naszemu sercu, abyśmy byli w Jego
służbie wbrew naszej woli. W każdym czasie możemy wycofać się ze służby, lecz
apostoł powiedział: „Jeśliby się kto schraniał (wycofywał), nie kocha
się w nim dusza moja” – Żyd. 10:38.
Wybrane
naczynie miało nieść posłannictwo łaski
(1) do pogan,
(2) do królów,
(3) do Izraela.
Możemy
dostrzec w pierwszym rzędzie właściwość jego głoszenia Ewangelii do pogan.
Widzimy także, że ap. Paweł miał szczególne sposobności służenia Prawdzie w
takich okazjach jak ta, gdy stanął i przemawiał przed Feliksem, królem Agrypą,
Festusem i innymi, możliwe że i przed cesarzem Neronem (2 Tym. 4:16-17). Miał
on polecenie wspomniane względem Izraela i pamiętamy, jak jego kazanie w
różnych krainach było „najpierw skierowane do Żydów”.
MUSI CIERPIEĆ DLA IMIENIA MEGO
Jak
dziwnie to brzmi: „Albowiem ja mu ukażę, jako wiele musi cierpieć dla
imienia mego!” Czy jest jakaś inna służba niż dla naszego Pana, gdzie
byłaby wyrażona obietnica o cierpieniu? Z pewnością nie. Jednakże jak uczciwe
jest ze strony Pana zwrócenie uwagi na złe zrozumienie faktów! Zostaliśmy
powołani, abyśmy z Nim cierpieli, abyśmy ofiarowali samych siebie, nasze
ziemskie sprawy, aby wziąć udział w Jego krzyżu, aby przez te doświadczenia
udowodnić, że zostaliśmy spłodzeni z Jego ducha i że to ujawniło się w naszych
sercach i uczyniło nas obrazem drogiego Syna Bożego. Wierność dla Jego sprawy
zapewnia nagrodę współdziedzictwa z naszym Zbawicielem w Jego Królestwie.
Zaszczyty tego Królestwa nie mogą być osiągnięte na innych warunkach. Apostoł
dobrze to rozumiał i zdaje się również podał myśl, że im więcej naśladowcy Pana
będą uczestniczyć w cierpieniach dla Chrystusa w ciele, proporcjonalnie większy
będzie ich dział w chwale przyszłości, która ma się objawić w nas, w „członkach
jego ciała”.
Wyrażenie
„dla imienia mego” jest zrozumiałe. Zawiera ono wszystko, co związane
jest z Boskim planem, którego ośrodkiem jest Jezus, Mesjasz. Zawiera ono
cierpienie dla Prawdy, gdyż Prawda jest życiowo związana z tym „jedynym
imieniem”. Mieści ono w sobie braci, gdyż zostali oni nazwani od imienia
Chrystusa i znajdują się pod Jego imieniem jako członkowie Jego Ciała. Zawiera
ono wszelkie dzieło Tysiącletniego Królestwa, gdyż On jest Głową tego
wszystkiego, a Jego imię i zaszczyty z tym wszystkim są związane. Dlatego
bądźmy zadowoleni ze wszelkich cierpień, jakie przychodzą na nas pośrednio lub
bezpośrednio z powodu naszej wierności dla „zacnego imienia” i tych
różnych spraw, jakie są z tym związane.
„UKAZAŁ CI SIĘ W DRODZE”
Będąc
upewnionym przez Pańskie kierownictwo, że została mu otworzona droga służenia prawdzie,
Ananiasz nie wahał się więcej. Z pełnym zaufaniem wiary zwrócił się do Saula w
najbardziej grzecznym wyrażeniu, mówiąc: „Saulu, bracie! Pan mię posłał,
Jezus on, który ci się ukazał w drodze, którą jechałeś, abyś przejrzał, a był
napełniony duchem świętym” (w. 17). Natychmiast spadły z oczu Saula coś w
rodzaju rybich łusek. Widocznie silne światło zniszczyło powierzchnię jego
oczu, która teraz złuszczyła się. Wzrok jego został przywrócony choć do jakiego
stopnia, nadal jest sporne. Wydaje się oczywiste, że na resztę życia miał
słałby wzrok, co przeszkadzało mu w pisaniu swych własnych listów, oprócz
jednego, w którym nadmienia, że był on napisany własnoręcznie dużymi literami.
Możemy sobie wyobrazić niewygodę, jaką powodowało to schorzenie, że jego
cielesna obecność mogła być mniej atrakcyjna niż przedtem i że nic poza prawdą
wynikającą z jego słów nie mogło mieć wpływu na jego słuchaczy.
Możemy
sobie wyobrazić sympatię, jaką miłujący bracia darzyli ap. Pawła widząc jego
utrapienie. „Daję wam świadectwo, iż by było to możliwe, wyłupilibyście
wasze oczy i mnie je oddali” – Gal. 4:15. Apostoł jako wybrane naczynie
miał wspaniały dział w Boskim programie, w przedstawianiu Ewangelii, a jego
pokora była zasadniczą jego cechą. Bez wątpienia Pan przewidział, że kłopot z
powodu szczątkowych jego oczu będzie zawsze przypominał mu o wielkiej pomyłce
jego gorliwości bez znajomości i o Pańskim miłosierdziu wobec niego. Te dwie
rzeczy miały bez wątpienia trzymać go w pokorze i ufności, a także bez
wątpienia dać mu wielkie błogosławieństwo. Chociaż usilnie prosił Pana o
usunięcie tego schorzenia, Pan oznajmił mu: „Dosyć masz na łasce mojej” –
2 Kor. 12:9.
Ach,
mówi apostoł, jeżeli posiadanie tej słabości oznacza otrzymywanie więcej
Boskiej łaski, jestem skłonny zatrzymać ją i szkoda byłoby z nią się rozstawać.
Usiłujmy, drodzy bracia, patrzeć na nasze doświadczenia, prześladowania i
trudności, oceniając je jako dozwolenie Boskiej Opatrzności dla naszego dobra.
Bądźmy przekonani, że ten, który przyjął nas w swej wielkiej miłości, który nas
spłodził z ducha świętego i nazwał swym imieniem i swoimi synami, nie jest
obojętny wobec naszych najwyższych interesów i nie dopuści, abyśmy byli
próbowani i kuszeni w innym celu niż jedynie stosownie do naszego najwyższego
dobra.
Saul
modlił się i pościł przez trzy dni i noce, a teraz uświadomił sobie Pańską
przebaczającą miłość, jaka została okazana przez przysłanie Ananiasza zgodnie z
jego widzeniem i przez częściowe przywrócenie jego wzroku. Mając dowód Boskiej
łaski, czuł się odświeżony. Najpierw chciał być ochrzczony i w ten sposób
okazać posłuszeństwo Onemu Ukrzyżowanemu. Potem chciał jeść dla pokrzepienia
ciała, aby jego siły mogły być użyte w służbie swego nowego Mistrza.
Czytamy,
że natychmiast głosił Chrystusa w synagodze Damaszku. Podziwiamy jego odwagę,
jego uczciwość! Dobrze uczynimy, gdy na tę ilustrację szybko skierujemy nasze
umysły i serca z należytą oceną, abyśmy mogli być wzmocnieni do podobnych i
wszelkich potrzeb, aby zużywać każdą sposobność służenia Panu, a przekreślając
wszystko, cokolwiek przedtem błędnie czyniliśmy. Przypuszczalnie apostoł
odczuwał potrzebę swego szczególnego przygotowania do służby krzyża
Chrystusowego. W każdym razie istnieje przypuszczenie, że nastąpiło to wkrótce
po jego nawróceniu, po jego głoszeniu w Damaszku i udał się na pustynię Arabii.
Jest możliwe, że trzy lata spędził na studiowaniu różnych zarysów Boskiego
programu. Bez wątpienia otrzymał tam wizję, która napełniła go entuzjazmem dla
dzieła swego wielkiego posłannictwa i błogosławieństw, jakie miały przyjść
przez wszystkie wieki i są jeszcze z nami.
Biorąc
za przykład życie wielkich ludzi
Winniśmy dążyć do wzniosłych wartości.
Niech przeszłość nigdy wiary nam nie studzi,
Idźmy za Panem do wiecznej przyszłości.
Na Straży 1983/5/03, str. 71; W.T. R-4355a-1919r