<< Wstecz |
Wybrano: R-4466 a, z 1909 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Bądź wola twoja.
Dz. Ap.
21:1-17
Wyjątek powyższy z Dziejów
Apostolskich pokazuje nam jak Apostołowie i inni w pierwotnym Kościele musieli
przechodzić przez różne trudności, zawody i sprzeciwy podobnie jak my tego
wszystkiego obecnie doświadczamy. Fakt, że moc Boża, jaka się objawiała w
czynieniu cudów, darze mówienia obcymi językami, w cudownym leczeniu chorych,
wypędzania złych duchów itp., przeciwstawiony jest z faktem, iż ich życie nie
było pod żadnym względem wygodnym, ani droga, po której kroczyli nie była łatwą
i gładką. Nawet, gdy nie prowadzili pracy Ewangelicznej wprost, lecz zajmowali
się udzielaniem wsparć potrzebującym i różnej pomocy, byli oni zawsze w
bezpośredniej walce z onym nieprzyjacielem i jego zastępami ciemności. Paweł
apostoł i jego towarzysze opuściwszy Milet (Portowe miasto leżące nad morzem
Śródziemnym położone blisko Efezu. Zob. Dz.Ap. 20:15-38), byli wystawieni na
trudności podróży podczas zimowej pory roku. Nie zjawił się tam żaden szybki i
wygodny okręt, aby mógł ich zabrać na swój pokład i przewieźć na drugą stronę
morza Śródziemnego, przeciwnie musieli oni wsiąść na okręt towarowy,
zatrzymujący się tu i ówdzie dla ładowania i wyładowywania towaru, nie dbając
wcale na pasażera, jakim był Paweł i ośmiu jego towarzyszy znajdujących się na
pokładzie. Zapewne, iż niektórzy z załogi onego okrętu, w przyszłym wieku -
Tysiącleciu - gdy zostaną przywiedzeni ponownie do życia, wielce się zadziwią i
uradują, że mieli kiedyś przywilej przewozić zacnego pasażera jakim był św.
Paweł. Możemy być pewni, iż jakakolwiek grzeczność wyświadczona jemu lub jego
towarzyszom będzie odpowiednio nagrodzona, jak obiecał to nasz Pan, że gdyby
kto choć kubkiem wody napoił najmniejszego z Jego uczniów nie minie zapłaty.
Pamiętamy, co powiedział nasz Pan,
że "Świat nie zna nas, jako i Onego nie znał". Jeżeli jesteśmy
pokornego umysłu to nie będziemy pożądać żadnych wielkich rzeczy dla siebie ani
szczególniejszej uwagi od tych, w których towarzystwie się znajdziemy - ani od
Boga nie mamy spodziewać się cudów. Powinniśmy raczej rozumieć, iż prawdziwy
cud łaski Bożej, objawiony jest w nas - w owym łaskawym obdarowaniu nas
znajomością tej wesołej nowiny, oraz przywilejem reprezentowania Boga i
służenia Mu. W obecnych warunkach, postępując wiarą a nie widzeniem, możemy bez
wątpienia czynić lepsze postępy w wyrabianiu charakteru, gdy kroczymy drogą
doświadczeń, przeciwności i trudów, aniżeli po drodze gładkiej i wygodnej.
Uciski, czyli trudności wzbudzają wiarę i kierują nasze serca do onego Źródła
łask i błogosławieństw, a tym sposobem są jednym z onych "wszystkich
rzeczy", które pomagają naszemu duchowemu dobru".
Podczas wyładowywania towarów z
okrętu w mieście Tyr, św. Paweł i jego towarzysze odwiedzili tam niektórych
uczni w Prawdzie, z którymi spędzili miłe chwile obcując z nimi przez te siedem
dni oczekiwania na okręt. To przypomina nam jak to naśladowcy Chrystusa w
obecnym czasie z radością przyjmują brata (głoszącego Słowo Boże) podróżującego
i jak bracia podróżujący (pielgrzymi) z pałającym sercem szukają tych, którzy
znają i miłują Zbawiciela "wszystkich którychkolwiek powołał Bóg". Tu
w gronie braci Tyrskich otrzymał Paweł napomnienie od niektórych z nich, aby
nie szedł do Jeruzalemu, on jednak podróży swej nie wstrzymał. Gdy Paweł
opuszczał przyjaciół w Tyrze, nie tylko mężczyźni, lecz i niewiasty a nawet ich
dzieci odprowadzili go wszyscy aż do okrętu, co wskazuje, że miasto było w
pewnym oddaleniu od portu. Tam nad brzegiem morza, złączeni duchem z Panem i
wspólnie jedni z drugimi, odmówili wspólną modlitwę prosząc niezawodnie o
błogosławieństwo Boże, tak dla tych, co odjeżdżali jak i dla tych, co
pozostawali na miejscu. To znowu przypomina nam obecne doświadczenia miłości i
społeczności, oraz zainteresowania, jakie mamy jedni ku drugim - silniejsze
aniżeli jakiekolwiek węzły ziemskie!
Następny przystanek jednodniowy w
Ptolemaidzie nastręczył drugą sposobność spotkania tam zamieszkałych braci.
Niezawodnie, iż było to dla nich coś w rodzaju jednodniowej konwencji. Miejscem
następnego przystanku była Cezarea, a dla Pawła i gromadki jego towarzyszy, dom
Filipa Ewangelisty, który był jednym z onych siedmiu diakonów wybranych w
Zborze Jerozolimskim. Męczennik Szczepan był także jednym z tych siedmiu
wybranych do sprawowania usług w różnych doczesnych potrzebach Kościoła w
czasie, kiedy to Pan dozwolił, aby w gronie wierzących był zaprowadzony
komunizm i aby przez jego niepowodzenie wykazać niestosowność takiego ustroju w
Kościele.
Wiersz 9 jest nawiasową wzmianką, iż
Filip miał cztery córki, "które prorokowały", lecz co właściwie przez
to ma się rozumieć trudno na pewno zadecydować. Nie jesteśmy wcale pochopni
wnosić, iż były one publicznymi nauczycielkami w Kościele, bo było by to w
wyraźnej sprzeczności z tym, co apostoł Paweł w tym względzie pisał. Mogły one
mieć jakiś dział w publicznej pracy - prawdopodobnie były nauczycielkami w
szkole. Uczenie w szkołach nie było w owych czasach tak jak obecnie przez
studiowanie książek, ale raczej przez ustne objaśnianie, czyli prorokowanie.
Wolimy ustęp ten rozumieć w takim świetle i pozostać w harmonii z ogólną nauką
Pisma Świętego, które publiczne nauczanie w Kościele porucza zawsze braciom.
"SYNOWIE I ICH CÓRKI BĘDĄ PROROKOWAĆ".
Odnośnik na marginesie w zwykłej
Biblii tłumaczenia angielskiego, identyfikuje tę wzmiankę o tych czterech
pannach z proroctwem Joela: "prorokować będą synowie wasi i córki wasze;
starcom waszym sny się śnić będą, a młodzieńcy wasi widzenia widzieć będą"
(Joel 2:28). Nie możemy się dopatrzyć żadnej łączności pomiędzy tym proroctwem
a tekstem wzmiankującym o onych czterech córkach Filipa. Faktycznie nie ma tam
wcale żadnej wzmianki o tym czy były one poświęcone Panu i czy Ducha Świętego
otrzymały. To, że były pannami nie objaśnia jeszcze niczego pod tym względem.
Będzie może dobrze, gdy tutaj nawiasowo podamy w kilku słowach, co naszym
zdaniem to proroctwo Joela oznacza.
Święty Piotr identyfikuje to
proroctwo jako całość, z onym błogosławieństwem, które było zlane na Kościół
dziesięć dni po wniebowstąpieniu naszego Pana. Nie znaczy to jednak, iż
proroctwo to zostało wypełnione wówczas w całości. Św. Piotr oświadczył Żydom,
że to, czego byli świadkami było właśnie wypełnieniem się części tego, co
Prorok przepowiedział. Czy mamy jakie świadectwo o tym aby Duch Święty był
wylany na synów i córki wierzących, w dniu Zielonych Świąt? Nie mamy żadnego!
Zstąpił On tylko na samych ofiarowanych - wierzących. Czy wszyscy młodsi
Chrześcijanie, którzy otrzymali Ducha Świętego posiadali szczególny dar widzeń?
I czy wszystkim starszym doświadczonym Chrześcijanom śniły się sny? Zaiste, że
nie! Proroctwo to w swym wypełnieniu dzieli się na dwie części: jedna stosuje
się do wieku Ewangelii, a druga do Tysiąclecia. Bóg ukrył zrozumienie tej
rzeczy do pewnego stopnia przez to, że błogosławieństwa Tysiąclecia zostały
podane wpierw, a odnoszące się do wieku Ewangelii następnie.
Te dwa wieki i odrębne
błogosławieństwa, jakie miały spłynąć, zostały odróżnione słowami: "w one
dni", co oznacza wiek Ewangelii, i "a potem", odnosi się do
Tysiąclecia. My żyjemy jeszcze w wieku Ewangelii, który określony jest słowami
"w one dni" i dotąd jeszcze dostępujemy błogosławieństw obiecanych w
tym wieku, mianowicie Ducha Świętego, który zlewany jest na sługi i na
służebnice Boże, bez względu na wiek, płeć lub narodowość. Błogosławieństwo to
rozpoczęło się w dzień Zielonych Świątek a skończy się, gdy ostatni członek
ciała Chrystusowego zostanie pomazany. Później dopiero rozpocznie się
wypełnienie tej drugiej części proroctwa mianowicie: "Potem wyleję Ducha
Mego na wszelkie ciało". To błogosławieństwo z pewnością nie odnosi się do
obecnego czasu i nie mniej pewnym jest, iż wypełni się pod zarządem
Tysiącletniego Królestwa. Wtedy nastąpi czas gdzie "synowie wasi i córki
wasze prorokować będą" - będą uczyć. Nie będzie to uczeniem Kościoła ani
przez Kościół, lecz uczeniem świata przez świat, pod nadzorem uwielbionego
Chrystusa na duchowym poziomie, a doskonałych starodawnych Świętych na poziomie
ludzkim, jako ziemskich przedstawicieli Królestwa Niebieskiego.
Zauważ teraz orzeczenie: "starcom
waszym sny się śnić będą, a młodzieńcy wasi widzenia widzieć będą".
Bardziej odpowiednim zdaje się nam być inne tłumaczenie, które wierzymy, iż
lepiej oddaje zamierzoną myśl, mianowicie: "Młodzieńcy wasi widzieć będą
chwalebne widzenia (Restytucję i liczne błogosławieństwa w procesie wypełniania
się), o których starodawni mężowie wasi śnili rzeczy, których oni oczekiwali,
chociaż nie wyraźnie rozumieli to jednak serdecznie pożądali".
"PŁACZĄC I SERCE MI PSUJĄC".
Agabus posiadał dar prorokowania, w znaczeniu
podobnym do starodawnych Proroków, czyli mógł przepowiadać wydarzenia należące
do przyszłości. Był on dobrze znanym w ówczesnym Kościele. Ten sam Agabus
przepowiedział poprzednio, iż wielki głód miał być po wszystkiej ziemi, który
też nastąpił za panowania Klaudiusza Cezara (Dz.Ap. 11:28). Ten przyszedłszy do
Cezarei w czasie, gdy Paweł tam przebywał, wziąwszy pas Pawła i związawszy
sobie ręce i nogi, przepowiedział, iż świadectwem Ducha Świętego jest, że Paweł
zostanie w taki sposób związany przez Żydów w Jeruzalemie i wydany poganom.
Przepowiednia ta była w pełnej harmonii z innymi podobnymi przepowiedniami,
które wróżyły Pawłowi prześladowania, jakie miały go spotkać w Jeruzalemie. Nie
dziw więc że tak jego towarzysze jak i przyjaciele w Cezarei prosili go, aby
nie chodził do Jeruzalemu i tym sposobem uniknął trudności jakie według tych
przepowiedni miały go tam spotkać. Tak my jak i każdy inny człowiek gotów by
pomyśleć, iż dorada ta była dobra i że nie byłoby mądrą rzeczą narażać się
świadomie i samowolnie na utrapienia. Lecz św. Paweł miał widocznie inną doradę
od Pana, odpowiednio do której działał. Widocznie, iż znajdował się pod pewnym
wpływem, który przynaglał go do wykonania podjętego obowiązku, bez względu na
trudności, jakie miały go przy tym spotkać. Nie mamy rozumieć, jakoby św. Paweł
z zimnym stoicyzmem dążył do swych kłopotów. Podobna myśl musi od razu ustąpić,
gdy zauważymy jego odpowiedź, jaką dał swym żalącym się go przyjaciołom,
mówiąc: "Cóż czynicie płacząc i serce mi psując? Albowiem ja nie tylko być
związanym, ale i umrzeć jestem gotów w Jeruzalemie dla imienia Pana
Jezusowego". Heroiczne słowa! Szlachetne uczucia! Żywe uosobienie
wierności! Jak podobnym był on w tym do swego Mistrza Chrystusa, który choć
wiedział dobrze, że Go śmierć krzyżowa spotka w Jeruzalemie, nie schraniał się
od pójścia do tego miasta, ale gdy czas dokonania się Jego ofiary nadszedł
oddał się dobrowolnie w ręce podstępnych spiskowców aby ponieść śmierć
męczeńską.
Pan widocznie doświadczał Apostoła,
dopomagając mu do wyrobienia charakteru, stałości i wierności. Nie dlatego, że
on tych przymiotów jeszcze nie posiadał, ale raczej, że próby te miały wzmocnić
więcej, ustalić i uszlachetnić już zacny jego charakter. Nastręcza on nam myśl,
iż na podróż do Jeruzalemu zobowiązał się ślubem, w mocnym postanowieniu
wykonania wiernie pewnego obowiązku. Pytanie teraz zachodziło, czy dotrzyma on
tego ślubu? Czy dotrzyma swego zobowiązania, czy też uchyli się od niego, z
obawy przed przykrościami, jakie ludzie uczynić mu mieli lub wzruszony prośbami
swoich przyjaciół? Radujemy się z jego ducha, z jego wierności i odwagi. Gdy
Paweł zrozumiał, iż było wolą Bożą, aby szedł do Jeruzalemu, wiedział on
dobrze, że Ojciec Niebieski pokieruje wszystkimi sprawami odpowiednio według rady
woli Swojej.
Jego pójście do Jeruzalemu było
prawdopodobnie potrzebne, a nawet może konieczne, w celu zasilenia i
wzmocnienia "domowników wiary" i dopomożenia niektórym z nich do
zrozumienia ich stanowiska względem Zakonu i wolności od wielu zobowiązań
zakonnych, jakiej dostąpili wszyscy, którzy Chrystusa przyjęli. Ponadto w
Jeruzalemie miał on później otrzymać polecenie od Pana, że ma się udać do Rzymu
i tam, w stolicy świata, głosić Ewangelię i że wpierw opowie ją Agrypie,
Festusowi i innym dostojnikom, a przez nich poruczonym zostanie specjalnej
uwadze Cesarza i innym wysokim urzędnikom Rzymu. Było więc rzeczą właściwą że
przyjaciele Pawła zaprzestali dalszego molestowania go. Najpierw zauważyli, iż
pełnił on wolę Bożą, a po drugie widzieli, że dalsze ich wysiłki w kierunku
wstrzymania Pawła od jego zamysłów, by zawiodły, czyli pozostałyby bez skutku.
Po trzecie, dalsze ich prośby przyczyniały mu większej przykrości, psując
(łamiąc bólem) jego serce.
Pamiętajmy wszyscy o tym, iż Pańskie
szczególne zajmowanie się Jego ludem w obecnym wieku Ewangelii jest w celu
wyrobienia w nich charakteru. Charakter tych, którzy w końcu mają otrzymać
nagrodę, musi być nie tylko dobrym, ale i silnym charakterem. Samo przyjęcie
Chrystusa, czyli wierzenie w Niego i opowiadanie o Nim, nie wystarczy. Aby stać
się godnym Królestwa musi każdy z nas wyrobić sobie charakter na podobieństwo
charakteru naszego Pana, mianowicie: łagodny jednak stały, miły jednak silny.
Takim jest warunek naszego uczniowstwa. Mamy naśladować naszego Mistrza, który
jest też i naszym Odkupicielem. Jego światło ma świecić w nas. Jest to ważną
rzeczą, aby wiedzieć o tym fakcie. Trudnością u większości ludzi widocznie jest
to, że nie wiedzą ani rozumieją właściwego celu swego życia, przeto sposobności,
jakie się nastręczają i ważne nauki przeznaczone dla ich korzyści i nauki
mijają ich bez skutku a więc marnują się.
Mr. Marden swego czasu powiedział:
"Znałem człowieka, którego czyny były przedmiotem podziwu dla wszystkich,
co go znali. Będąc jeszcze chłopcem uczynił tego rodzaju postanowienie: Niech
każda okazja do czynu, będzie dla mnie jakby ostatnią okazją, ponieważ nie mogę
wiedzieć, kiedy los zechce dać mi lepszą okazję. Będąc w szkole zwykł był
myśleć: Ja nie mogę unikać trudnych zadań, bo mogą one później powstać w
późniejszym wieku a to mogłoby świadczyć o mojej niedbałości gdym był chłopcem
i mogłyby mnie pokonać. W każdym doświadczeniu ja muszę widzieć sposobność dla
siebie i sposobność do rozwinięcia w sobie zwyczaju przezwyciężania siebie, oraz
by być zawsze akuratnym i wiernym".
Powyższe zdanie jest uwydatnieniem
tego, do czego zachęca nas Biblia: "Wszystko, co przedsięweźmie ręka twoja
do czynienia czyń według możności twojej, albowiem nie masz żadnej pracy, ani
myśli, ani umiejętności, ani mądrości w grobie, do którego ty idziesz". A
także: "Kto wierny jest w małym w wielu wierny jest" (Kaz.Sal.9:10;
Łuk. 16:10).
Trudności napotykane w drodze nie
dowodzą, że podjęta droga nie jest właściwa. Pielgrzym Bunyana4 podróżujący do
miasta Niebieskiego napotkał w drodze górę Trudności. Nasz Pan tak samo
zapowiada wszystkim, co Go chcą naśladować, że droga ich z konieczności musi
być pełną trudów i doświadczeń. Nagroda wystawiona jest dla tych, co zwyciężą.
Nie mogłoby być żadnego zwycięstwa gdyby nie było trudności.
JAK POZNAĆ WOLĘ
BOŻĄ.
Apostoł nie mówi, na czym on
uzasadnił swoje przekonanie, iż udając się do Jeruzalemu wypełniał wolę Bożą,
lecz możemy być pewni, że on miał ważny powód wierzyć, iż droga jaką kroczył
była drogą Pańską. Jego charakter dowodzi, że był on za bardzo baczny i za
wierny, aby miał udać się w jakimkolwiek kierunku, co mogłoby być przeciwnym
woli Bożej.
Co się tyczy poznania i
zadecydowania woli Bożej odnośnie naszych dróg, to reguła o jakiej mówił i
jakiej się trzymał Jerzy Mueller była prawie taka sama jakiej my się trzymamy,
więc z przyjemnością ją przytaczamy:
"Najpierw staram się
doprowadzić swe serce do takiego stanu, aby w danej sprawie nie miało własnej
woli. Dziewięć dziesiątych z trudności zostaje pokonanych, gdy nasze serce
dojdzie do gotowości czynienia woli Bożej w czymkolwiek by to nie było.
Uczyniwszy to nie spolegam jeszcze tylko na uczuciach lub wrażeniach. Czyniąc
to mógłbym narazić się, na jakie silne złudzenie. Zamiast więc spolegać na
uczuciach, szukam, czyli dopatruję się woli i Ducha Bożego przez badanie Słowa
Bożego. Duch (uczucia) i Słowo Boże muszą iść w parze. Jeżeli bym wyglądał
działalności Ducha Świętego a nie badał się Słowa Bożego narażałbym się również
na złudzenie, lecz gdy Duch Święty prowadzi nas w ogóle, to czyni to w harmonii
z Pismem Świętym a nigdy w przeciwności temuż. Następnie ja liczę się również z
okolicznościami, jakie Opatrzność zsyła. Łącznie ze Słowem Bożym i Jego Duchem,
bardzo wyraźnie ukazują one wolę Bożą. Ma się rozumieć, iż modlę się też do
Boga, aby mi objawił Swoją wolę. Tak więc przez modlitwę, badanie Słowa Bożego
i refleksję i ostrożność, dochodzę do sądu na jaki mi moje zrozumienie i
okoliczności pozwalają, i gdy przy tym wszystkim czuję w umyśle moim pokój,
wtedy odpowiednio do tego postępuję".
MNAZON WIELCE
ZASZCZYCONY.
Gdy czas się przybliżył Apostoł i
jego towarzysze wyruszyli w dalszą drogę do Jeruzalemu, jako czytamy: "A
po onych dniach wziąwszy rzeczy swoje szliśmy do Jeruzalemu".
Mnazon Cyryjczyk, który był uczniem
już od dłuższego czasu i u którego mieli oni w Jeruzalemie gospodą stanąć,
spotkał się z Pawłem i jego towarzyszami w Cezarei i wraz z niektórymi braćmi z
tego miasta towarzyszył im do Jeruzalemu. Była to szczęśliwa gromadka,
prawdopodobnie około dwunastu osób licząca, lecz zarazem pełna trwogi, z powodu
owych zapowiedzi, iż coś przykrego na pewno ma ich spotkać jak również
umiłowanego brata, apostoła Pawła - ponieważ: "Jeźli jeden członek cierpi,
cierpią z nim wszystkie członki" (1Kor.12:26). Przyszedłszy do domu
Mnazona zostali radośnie przywitani przez grono braci, chociaż regularne
zebranie i ogólne powitanie odbyło się nieco później pod przewodnictwem św.
Jakuba, który zdaje się, iż był przewodniczącym, czyli mówcą pomiędzy braćmi.
Mnazon widocznie oceniał przywilej i
miał sobie za zaszczyt, iż mógł ugościć przybyszów w swoim domu. Lecz na ile
jego radość z tego powodu później się wzmogła to możemy się tylko domyślać.
Następne lata życia Apostoła, jego
poważne stanowisko w Kościele, błogosławieństwa, jakie z jego działalności
udzielały się wszystkim, musiały niezawodnie wywrzeć nader dodatni wpływ na
Mnazona i obficie wynagrodzić wszystkie jego starania podjęte przez niego dla
św. Pawła. Podczas, gdy wielkim zaszczytem było gościć u siebie Pana jak to
czynili Łazarz, Maria i Marta w Betani; jak było zaszczytem dla Mnazona gościć
u siebie apostoła Pawła, to nie mniejszym zaszczytem jest dziś podejmować u
siebie i gościć uczniów Chrystusowych bez względu czy są oni słabi i
małoznaczni czy też dużo znacznymi w oczach świata. Każdy Chrześcijanin
powinien być zawsze gościnnym względem braci, jeżeli miłość braterską posiada.
Każdy, kto gości u siebie Proroka, spodziewać się może prorockiej zapłaty,
czyli nagrody w proporcji do zaszczytu, jaki zajmuje on Prorok w oczach
Wielkiego Króla, którego przedstawicielami jesteśmy. O wiele większym
zaszczytem w pewnym znaczeniu, byłoby gościć Samego Pana aniżeli kogokolwiek z
Jego braci. Lecz ponieważ Jemu nie możemy wyświadczyć żadnej osobistej usługi,
więc Jezus zapewnia, iż On wszelką usługę uczynioną jednemu z Jego
najmniejszych braci uważa, jakby była uczynioną Jemu samemu.
Straż 1927 str. 40 - 43. W.T.
R-4466 a - 1909 r.