<< Wstecz |
Wybrano: R-1074 b, z 1888 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Jeden prawdziwy Kościół
„Albowiem jako ciało jedno jest, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała jednego, choć ich wiele
jest, są jednym ciałem: tak i Chrystus. Albowiem przez jednego Ducha my wszyscy
w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni...” „Jedno jest ciało i jeden duch,
jako też jesteście powołani w jednej nadziei powołania waszego. Jeden Pan,
jedna wiara, jeden chrzest; Jeden Bóg i Ojciec wszystkich...” „Takżem się stał
nieprzyjacielem waszym, prawdę wam mówiąc?” [A jeśli tak, to] „Myśmy głupi dla
Chrystusa...” – 1 Kor. 12:12-13; Efezj. 4:4-6; Gal. 4:16.
Co do tego, że Bóg wybiera Kościół w ciągu Wieku Ewangelii, zgadzają się wszyscy z wyjątkiem
uniwersalistów. Także co do tego, że wszyscy w ten sposób wybrani tworzą jeden
Kościół oraz że tylko ten jeden Kościół uznawany jest przez Boga, a członkostwo
w nim można sobie zapewnić tylko w tym życiu – w czasie Wieku Ewangelii.
Powszechnie przyznaje się, że są to nauki Biblii.
Wielu przyznaje również, że
obecny związek z Ciałem Chrystusa, Kościołem, jakkolwiek bardzo wartościowy,
jest jedynie próbnym członkostwem, które zostanie potwierdzone i
uczynione wiecznym poprzez wprowadzenie do pełnego członkostwa w Kościele
zwycięzców przy końcu owego okresu próbnego obecnego żywota (Jan 15:5,6; Filip.
3:12-16).
I choć zarówno my, jak i
inni chrześcijanie, zgadzamy się co do tego, że Kościół zwycięzców będzie jednym Kościołem, a nie wieloma kościołami, są jednak części składowe tego tematu, co
do których się nie zgadzamy.
Uważamy, że warunki obecnej
próby dla wszystkich, którzy zostali przyjęci jako próbni członkowie
niebiańskiego Kościoła, są znacznie bardziej surowe i wymagające oraz że
wybrana grupa jest w związku z tym znacznie mniejsza niż to się powszechnie
wśród chrześcijan przypuszcza – ci, którzy są obecnie wybierani stanowią
jedynie „maluczkie stadko” (Łuk. 12:32). Wielu sądzi, że celem Bożym, dla
którego powołuje i wielce wywyższa Kościół, jest jedynie zamiar zbawienia go od
wiecznych mąk. My uważamy – i znajdujemy na to liczne dowody Pisma Świętego,
które też często przedstawiamy – że Bożym celem owego wyboru, ćwiczenia,
doświadczania i ostatecznego wywyższenia Kościoła jest błogosławienie przez niego całego Jego upadłego i spętanego grzechem stworzenia (ludzi i
aniołów), poprzez udzielenie wszystkim w pełni doskonałego sądu, czyli próby, w
znacznie dogodniejszych warunkach, gdzie doskonała wiedza i dostateczna
pomoc będą stanowiły podstawowe elementy łaski. Widzimy przeto, że Kościół jest
wybierany dla wielkiego dzieła, które ma być przeprowadzone w ciągu Wieku
Tysiąclecia – przywrócenia wszystkich spośród upadłych istot, „które chcą”,
do ich pierwotnego stanu, i skazania wszystkich świadomie splugawionych
na wtórą śmierć – wieczną karę całkowitego unicestwienia.
Nie da się też zaprzeczyć,
że Biblijny pogląd jest znacznie bardziej podniosły niż owo powszechne,
samolubne przekonanie, mające swe źródło wielkim odstępstwie. Ci, którzy
zostali powołani w nadziei uczestniczenia w Boskim planie czynienia dobrze
innym – błogosławienia wszystkim rodzajom ziemi – mogą być pewni zarówno tego,
że będzie ich mniej, a także, że duchowo będą stali ponad masami tych, którzy
motywowani są jedynie samolubną nadzieją uniknięcia mąk.
Różnimy się jednocześnie od
większości chrześcijan, uznając Kościół w jego obecnym stanie jedynie za
Kościół na próbie. Dalej twierdzimy, że jest obecnie tylko jeden Kościół,
ponieważ będzie tylko jeden Kościół w chwale. Nasz Pan i apostołowie nigdy nie
uznawali więcej niż jednego Kościoła na ziemi. Byli oni tak dalecy od
ustanawiania czy uznawania wielu kościołów, że wręcz potępiali wszelkie
usiłowania dzielenia się na różne stronnictwa, gromadzenia się pod różnymi
nazwami, jako skłonność do schizm i sekciarstwo, które są
przeciwne Bożej woli i szkodliwe, będąc przejawami cielesności we wszystkich,
którzy na to przyzwalają i przyczyniają się do podziałów w próbnym Kościele.
Potężna i celna
argumentacja Pawła dotycząca tego tematu jest częściowo zaciemniona przez
powszechne tłumaczenia [Biblii]. Mimo to, gdy zwróci się na to uwagę, można bez
trudności zauważyć ogólny kierunek apostolskiego rozumowania. Jest to jednak
znacznie łatwiejsze w wartościowym i ogólnie bardzo wiernym tłumaczeniu Emphatic
Diaglott. Apostoł napomina, żeby ci nauczyciele, którzy sprzyjają podziałom
w Chrystusowym stadzie byli „upatrywani” i żeby się od nich odwracać, ponieważ
nie postępują oni zgodnie z wolą Pana, ale działają samowolnie. Dodaje on, że
tacy „przez łagodną mowę i pochlebstwo serca prostych zwodzą” (Rzym 16:17).
Strofuje on kościół koryncki z powodu panującej wśród nich skłonności do
sekciarstwa (1 Kor. 1:10-13 oraz 1 Kor. 3:3-6). Dzielili się oni na paulitów,
apollosytów i piotrytów, podczas gdy tylko niewielu prawidłowo artykułowało
swoją nazwę jako Chrystianie.
Każdy z tych nauczycieli
miał swoje szczególne cechy w sposobie nauczania, które wzbudzały szacunek
wśród jednych, podczas gdy inni wzbudzali najwyższy podziw u innych. Jednak
wszyscy oni głosili jedną Ewangelię – jednego Pana, jedną wiarę i jeden
chrzest. Duch faworyzowania niektórych, który prowadził do powstawania frakcji
i podziałów, a także do wychwalania sekciarskich nazw stronnictw lub też
posługiwania się w tym celu imionami poszczególnych nauczycieli, stały się standardami,
którym uleganie apostoł uznaje za przejaw cielesności – dowód ulegania duchowi
świata.
Samo używanie różnych nazw
było już złe, ale stanowiło to jednocześnie przejaw jeszcze większego zła –
ducha samolubstwa i stronniczości. Dowodziło to, że ci Koryntianie, którzy
przyjmowali nazwy stronnictw, w rzeczywistości nigdy nie docenili jedności
Ciała Chrystusa. Nie uznali oni tego, że to Chrystus jest jedyną Głową, jedynym
Przywódcą i wzorem oraz że Jego Imię jest jedynym, z którym winni identyfikować
się Jego naśladowcy i po nim się rozpoznawać. Wierni nie są winni temu, że
szydercy wystawiają jakąś nazwę na pośmiewisko. Jednak prawdziwy i lojalny
żołnierz krzyża nigdy nie powinien ani przywłaszczać sobie, ani uznawać takiej
nazwy. Przykładami tak powstałych nazw są słowa „metodyści”, czy „baptyści”.
Obie te nazwy zostały wymyślone przez naśmiewców, a następnie zostały przyjęte
jako nazwy stronnictw, określające sekty, frakcje, czy też działy w Ciele
Chrystusa. Wszyscy prawdziwi nauczyciele nie tylko zostali posłani przez
Chrystusa, ale ponadto od Niego otrzymują swoje pouczenia. Tak więc każdy
człowiek, który próbowałby nadać swoje lub czyjeś inne imię jakiejkolwiek
części kościoła jest oponentem i przeciwnikiem prawdziwego i jedynego Pana i
Głowy Kościoła. Jest on zwodzicielem i złoczyńcą, niezależnie od tego jakie
podawałby przyczyny lub motywy swojego postępowania.
Apostoł gani Koryntian i
stara się wykazać ich błąd przywłaszczania sobie innych nauczycieli poza
Chrystusem, który miał być ich Głową, wzorem i przywódcą. Pyta on: „Czyż
Chrystus jest podzielony?” Czy jest obecnie wiele nasion Abrahamowych, z
których każde jest dziedzicem obietnicy? Czy taka jest przyczyna, że
aprobujecie podziały na różne stronnictwa? Czy któryś z tych przywódców –
Paweł, Apollos i Piotr wyświadczyli wam jakąś szczególną łaskę i zobowiązali
was, abyście odpłacili im poprzez nazywanie się ich sługami i naśladowcami,
nosząc ich imiona? Czy Paweł został za was ukrzyżowany? Czy zostaliście
ochrzczeni w jego imię?
O nie, drogo umiłowani!
Jeden i tylko jeden zasługuje na wszystkie zaszczyty w Kościele, i teraz, i na
wieki, a tym Jednym jest prawdziwy Pan i Mistrz Kościoła. Tylko Jego imię w
dowolnej formie powinien nosić Kościół. On prowadzi, On uczy, On karmi. Zaś
rozmaici ludzcy przedstawiciele, używani przez Niego jako narzędzia do udzielania
Jego błogosławieństw dla swojej Oblubienicy, nigdy nie powinni zajmować Jego
miejsca w jej sercu ani też mieć udziału w Jego zaszczytach wobec świata.
Przez długie czasy, a
właściwie do bardzo niedawna, chrześcijanie uznawali tę słuszną zasadę, że jest
tylko jedno Ciało czyli Kościół na ziemi, dokładnie tak, jak będzie tylko jeden
Kościół w chwale. Podążając za tą ideą każda sekta twierdziła, że to ona jest owym
jedynym prawdziwym Kościołem i prześladowała inne. Jednak stopniowo każda z
nich zaczęła zauważać w innych pewne dobre cechy w nauce oraz w praktyce i ich
poglądy zmieniły się aż do tych obecnych, gdzie twierdzą dobitnie, a w
sprzeczności ze Słowem naszego Pana i apostołów, że sekty są zdecydowanie
pożyteczne, że ludzki umysł jest tak stworzony, że wspólna wiara, do której
Paweł zachęca Kościół, jest niemożliwa, i że rozmaite istniejące obecnie sekty
z ich sprzecznymi odmiennościami w przekonaniach są niezbędnym dostosowaniem
tej idei do ludzkich uprzedzeń i ułomności.
Jednak ciągle trzymając się
idei, że w jakiś sposób musi istnieć tylko jeden Kościół, niecierpliwie starają
się dokonać ponownego zjednoczenia wszystkich większych sekt, tak aby utworzyć (nominalnie) jeden Kościół, w ramach którego każda sekta mogłaby zachować swą
specyfikę wiary lub też niewiary, zgodną z obecnym stanem. Wszyscy uczestnicy
takiej unii (której Sojusz Ewangelicki [ang. Evangelical Alliance] jest
początkiem) zgadzaliby się jedynie co do tego, że mogą się nie zgadzać, żyliby
i dawaliby pożyć innym, po to, aby w ogólny sposób uznawać się wzajemnie w celu
zwiększenia wpływów i władzy oraz ochrony, które byłyby skutkiem takiego
stowarzyszenia dla każdej z sekt, a także w celu zmniejszenia wpływów innych
nie zrzeszonych w takiej formie, aby w ten sposób ograniczyć niezależność
myślenia. Służyłoby to ustanowieniu i umocnieniu „prawowiernej” linii
granicznej, w obrębie której występowałyby pewne ograniczenia osobistej
wolności, ale też pewna miara wolności, polegająca na wyborze między formami i
naukami różnych sekt w ten sposób uznanych za prawowierne.
Dzieje się tak właśnie
obecnie między tak zwanymi „liberalnymi umysłami” wszystkich ugrupowań
religijnych. Coraz częściej słyszy się głosy, że organizacja tego typu jaką
jest Sojusz Ewangelicki, jest zupełnie wystarczająca. Nawołuje się też do tego,
by próbować doprowadzić do uznania tak skomponowanego kościoła przez
rząd.
Nawet jednak, gdyby udało
się do tego w pełni doprowadzić, nie byłoby to niczym więcej jak tylko unią z nazwy,
w której panowałyby w rzeczywistości te same podziały i różnice – nominalnie
jeden kościół, a w rzeczywistości wiele sekt, tak jak obecnie.
Pierwszym
niebezpieczeństwem, przed którym Apostoł ostrzegał Kościół, było sekciarstwo.
Jego ostrzeżenia znalazły posłuch, przynajmniej w tamtym czasie, skoro nie
powstały wielkie sekty Paulitów czy Apollosytów. Jednak tak jak to zwykle bywa,
wielki przeciwnik odparty z jednej strony zaczyna działać na przeciwnym
biegunie i stara się zachęcać do jedności bardzo różnej od tej, o której
nauczali apostołowie i nasz Pan. Tym usiłowaniem jest doprowadzenie to tego, by
każdy uznany członek kościoła miał dokładnie taki sam pogląd na każdy szczegół
chrześcijańskiej nauki. Ukoronowaniem tej tendencji było powstanie papiestwa, w
którym każde zagadnienie doktrynalne musiało zostać przyjęte przez papieży i
sobory, a każdy człowiek, który chciałby być uważany za członka kościoła, był
zobowiązany do pełnego uznawania takich decyzji oraz wyznawania, że takie
rozstrzygnięcia są jego przekonaniami, jego wiarą, choć w
rzeczywistości wcale nie są jego, tylko zostały przyjęte, zaadoptowane. Albo
zostały one ogólnie ślepo przyjęte, albo też obłudnie wyznane przy zachowaniu
intelektualnych zastrzeżeń.
To było zupełnie nie to, na
co nalegał Paweł. Jego pragnieniem była jedność serca i umysłu, a nie
bezmyślne, nieczułe i obłudne oświadczenie. Zachęcał on do jedności takiej,
jaka jest naturalnym wynikiem właściwego praktykowania wolności, którą mamy w
Chrystusie – by rozważać i wierzyć Pismu Świętemu, by rosnąć w łasce i w
znajomości, tak aby każdy był przekonany przez swój własny umysł, ukorzeniony i
ugruntowany w jednej wierze, tak jak przedstawiona jest ona w Piśmie Świętym.
Jedność wiary, do której namawiał Paweł, nie była kunsztowną wiarą, która
porusza i obejmuje wszystkie zagadnienia niebiańskie i ziemskie, ludzkie i
boskie, objawione i nieobjawione. Wręcz przeciwnie: Listy Pawłowe – pełne
logicznego rozumowania – nie wspominają nawet zagadnień, na które sekciarze
kładą największy nacisk, i które ogólnie stają się sprawdzianami przynależności.
Paweł nic nie mówi o
wiecznych mękach dla grzeszników. Nie wspomina o tajemniczej trójcy, w której
trzech bogów w niepojęty sposób miałyby być zarówno trzema bogami jak i
w tym samym czasie jednym Bogiem. Nie pisze ani słowa o tym, jakoby
człowiek posiadał naturę niepodlegającą śmierci, która musi żyć wiecznie, czy to w miejscu przyjemności, czy to boleści. Nie mówi też nic o
tym, że obecne życie miałoby się zakończyć procesem sądowym dla wszystkich klas
ludzi. Nie wchodzi też w zawiłą dyskusję na temat chleba i wina używanego w
czasie upamiętniania Pańskiej śmierci – czy mamy tam do czynienia z
transsubstancjacją czy z konsubstancjacją. Mimo to bez trudności można się
przekonać, że nie podziela on żadnego z tych błędów.
Należy jednak zauważyć, że
nie wspominając nawet słowem o tych sekciarskich testach przynależności
Paweł oświadcza: „Albowiem nie chroniłem się, żebym wam nie miał oznajmić wszelkiej
rady Bożej” – Dzieje Ap. 20:27. Wynika z tego wyraźnie, że żadne z
owych zagadnień, uznawanych dzisiaj za sedno i treść chrześcijańskiej nauki
oraz sprawdzian wiary, nie stanowi owej „jednej wiary” ani też w
żadnym stopniu i sensie nie przynależy do „wiary raz świętym podanej” (Judy
1:3).
Owa jedna wiara, którą
wszyscy winni podzielać, była bardzo prosta, tak prosta, że każdy, zarówno
wykształcony jak i niewykształcony, musiał móc ją przyjąć i zrozumieć, aby mógł
być „dobrze upewniony w zmyśle swoim”. Nie była to porcja bezsensownych
tajemnic, niespójnych ze sobą wzajemnie i sprzecznych tak z rozumem, jak i z
Biblią, która miałaby być wchłonięta przez nierozumnych z łatwowiernością, a
przez wykształconych z obłudnymi intelektualnymi zastrzeżeniami. Była ona tak
prosta i jasna, tak sensowna, żeby każdy uczciwy naśladowca Chrystusa mógł być
co do niej w pełni przekonany w swym własnym umyśle.
Na czym polegała owa jedna wiara? Jej podstawy określa Paweł w taki sposób: „Albowiem naprzód podałem wam,
com też wziął [przede wszystkim – jako fundament prawdy czyli nauki na której i
w harmonii z którą muszą pozostać wszystkie inne nauki], iż Chrystus umarł
za grzechy nasze według Pism; A iż był pogrzebiony, a iż zmartwychwstał
dnia trzeciego według Pism” – 1 Kor. 15:3-4. „Boć jeden jest Bóg, jeden
także pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który dał
samego siebie na okup za wszystkich, co jest świadectwem czasów jego” – 1 Tym.
2:5-6.
W tych słowach wyraża się
poczucie grzechu i bezsilności. Jest w nich uznanie Bożego pełnego miłości
planu prowadzącego do naszego odkupienia. Wyznają one, że śmierć naszego Pana
była naszym okupem, oraz że przebaczenie (usprawiedliwienie) oraz pojednanie z
Bogiem, a także restytucja człowieka nastąpią jako skutek wiary w
Odkupiciela, kiedy w słusznym czasie zostanie on ukazany każdemu z osobna.
Owo krótkie stwierdzenie
zawiera całą Ewangelię, w takim samym sensie jak żołądź zawiera cały dąb. Bez
tego sedna Ewangelii, nikt nigdy nie może posiąść prawdziwej dobrej nowiny. Tak
więc należy nalegać na to, by prawda ta stanowiła test chrześcijańskiej
społeczności. Musi się to przyjąć inaczej Ewangelia nie została przyjęta. Gdy
zaś ta nauka została uznana, uznana została Ewangelia. Odtąd zaczyna się dzieło
wzrostu – rozwój tej dobrej nowiny. Tempo owego wzrostu może być różne i
będzie zależało od temperamentu i okoliczności. Będzie się ona rozwijać w
gałązkę, młode drzewko, a następnie stopniowo w potężny dąb. Jednak jeśli
rozwój ten wynika z posiania tego jednego nasienia, to i poszczególne
stopnie wzrostu muszą odpowiadać jego naturze. Tak też jest z wiarą – prawdziwą
wiarą. Musi ona we wszystkich sprawach wyrastać z tego jednego nasienia wiary,
niezależnie od osiągniętego stopnia rozwoju. Ta jedna Ewangelia uznaje
upadek i grzeszność człowieka oraz Boskie miłosierdzie i miłość okazane przez
wielkie Chrystusowe dzieło zbawienia, przebaczenia i ostatecznego odrodzenia.
Wszystkie zaś teorie, które omijają którykolwiek z tych przedmiotów, są
fałszywe, a jest ich wiele.
Niektórzy zaprzeczają idei
Bożej miłości twierdząc, że cała miłość pochodziła od Chrystusa, który interweniował i udaremnił pierwotny plan swego Ojca. Jednak owa jedyna wiara kierowana
apostolskim świadectwem pokazuje, że Bóg tak umiłował świat i tak ułożył plan,
który jest konsekwentnie realizowany, że posłał swego jednorodzonego Syna, aby
dokonał tego, co już się stało i co jeszcze niebawem ma zostać dokonane. Inni
zaprzeczają, że jakiekolwiek odkupienie zostało dokonane przez śmierć
naszego Pana Jezusa, nie zgadzają się z tym, że Jego życie było zastępczą
ofiarą, odpowiednią ceną czyli „okupem za wszystkich”, twierdząc że to
Ojciec sam dokonuje wszystkiego poprzez zwykłe przebaczenie grzesznikom. Ale znów owa jedna wiara jest wyraźnie wyznaczona przez
słowa Pawła: Jest „jeden także pośrednik między Bogiem i ludźmi,
człowiek Chrystus Jezus, który dał samego siebie na okup [odpowiadającą
cenę] za wszystkich” – 1 Tym. 2:5-6.
Gdy owa prosta prawda
zostanie przyjęta do uczciwego serca, stopniowo zacznie wzrastać prawdziwa
Ewangelia, która we wszystkich kierunkach wypuści korzenie rozsądku i pędy
nadziei, karmiąc się obietnicami Bożymi i budując się wedle Jego zamierzenia,
pojmując zagadnienie owego „jednego chrztu” [zob. Watch Tower z maja
1988 roku], oraz wszystkie inne elementy dobrej nowiny w jej całej pełni na
każdym stopniu rozwoju.
Zauważmy różnicę między
owym Bożym testem, tą prostą pierwszą zasadą Ewangelii, a błędnymi kierunkami
proponowanymi przez ludzi, którzy usiłują zmusić wszystkich do przyjęcia całego
systemu wiary, twierdząc, że wszyscy inni są niemowlętami w Chrystusie, by
spętać ich w ten sposób i ograniczając ich wzrost. Takie wymaganie od niemowląt
w Chrystusie, by przyjęły trzydzieści lub czterdzieści artykułów wiary
ułożonych przez innego człowieka, aby się zgodziły, że jest to nieomylna prawda
i obiecały, że nigdy nie uwierzą w nic więcej ani mniej niż to, co te artykuły
zawierają – podobne jest do wybrania z całego sadu jednego skarłowaciałego i
pokrzywionego drzewa, by to właśnie ono stało się wzorem, a inne drzewa
miałyby się tak ukształtować, aby wyglądały równie grubo i chropowato jak
wystawiony wzór, a także miałyby się one zakuć w żelazne obręcze, żeby nigdy
nie wyrosły na większe i prostsze drzewa.
Ta prawdziwa Ewangelia, owa
prosta wiara, która może być łatwo zrozumiana i wyznawana także przez
najsłabsze niemowlęta w Chrystusie, musi być także, i to zawsze i w takim samym
stopniu, wiarą najbardziej rozwiniętych synów Bożych. Ową jedną wiarę
(ale nie te niekończące się rozgałęzienia wiary, które bywają z niej
wyprowadzane) Paweł podaje jako wzór lub sprawdzian dla wszystkich roszczących
sobie pretensję do nazwy chrześcijanie. Wszystkich tych, którzy zgodzili się co
do tego wzorca i fundamentu wiary, Paweł zalicza do owego jednego Kościoła.
Skoro zaś każdy członek miał rosnąć w łasce, wiedzy i miłości, to gdyby wszyscy
rośli wedle zarysów i w harmonii z tak wyznaczonym fundamentem prawdy, zawsze
byłaby zachowana harmonijna jedność wiary i społeczności w Kościele.
Taka właśnie była doskonała
baza jedności, która łączyła wszystkich niezależnie od stopnia ich
indywidualnego rozwoju w prawdzie. Najefektywniej zabezpieczała ona też
przed błędami. Jako że, gdyby to proste wyznanie wiary uczynione zostało
wzorcem, przy pomocy którego doświadczane byłyby wszystko obecne nauki, to
prędko doprowadziłoby to do odrzucenia wszystkich błędów i do ustanowienia
prawdziwej jedności w Kościele „jednego Pana, jednej wiary i jednego chrztu”.
Próba zmuszenia wszystkich
ludzi do takiego samego pojmowania każdego zagadnienia doprowadziła do
wielkiego odstępstwa i rozwinęła się w ogromny system papieski. W procesie tym
została zarzucona „Ewangelia”, „jedna wiara”, którą ustanowił Paweł wraz z
innymi apostołami. Została ona pogrzebana pod masą pozbawionych natchnienia
dekretów papieży i soborów. Jedność pierwotnego Kościoła bazująca na
prostej Ewangelii i spajana jedynie miłością oddała miejsce niewoli
Rzymskiego Kościoła – niewolnictwu dzieci Bożych, którego zwyrodnienie do
dzisiaj jest dla wielu przyczyną słabości i cierpienia.
Ruch reformacyjny
szesnastego wieku pojawił się jako usiłowanie odzyskania wolności sumienia,
skończył się jednak wprowadzeniem skomplikowanych wyznań wiary, które
narzucane przez długie wieki doprowadziły reformatorów i ich naśladowców do
stworzenia kolejnego systemu niewoli bardzo podobnego do papiestwa, z tą
jedynie różnicą, że został on lekko zmodyfikowany i dawał możliwość rozwijania
pełniejszego pojęcia na niektóre tematy. I odtąd zawsze było tak samo, każdy
następny ruch reformatorski popełniał błąd polegający na usiłowaniu
wprowadzenia wyznania wiary na tyle tylko obszernego, by pomieściło ono poglądy
jego pierwszych animatorów.
W.T. R-1074 b – 1888 r.