<< Wstecz |
Wybrano: R-4442 b, z 1909 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
„Lecz z nich największa jest miłość” – 1 Kor. 13:1-13
1 Kor. 13:1-13
Złoty tekst: „A teraz zostaje
wiara, nadzieja, miłość, te trzy rzeczy, lecz z nich największa jest miłość”
– 1 Kor. 13:13.
Kościół w
Koryncie został założony blisko pięć lat wcześniej [niż napisanie listu –
przyp. red.] i z łaski Bożej doznawał różnych doświadczeń. Kierując do nich ten
list, św. Paweł zapewne szczegółowo rozważał ich potrzeby, jak i starał się
usługiwać Bożemu posłannictwu łaski i prawdy. Apostoł mógł nie zdawać sobie
sprawy z tego, jak wielkie sprawował dzieło i jak dalekosiężne będzie
oddziaływanie jego pouczeń. Być może było dla niego lepiej, że nie wiedział,
jak ważną była jego usługa dla całego Kościoła Wieku Ewangelii, dla którego był
Pańskim narzędziem mówczym. Taka wiedza mogłaby być dla niego zbyt obciążająca
i mogłaby go uczynić zbyt porywczym, a przed takim właśnie stanem chronił go
Pan dozwalając na ciągłe działanie „bodźca ciała”, co rozważymy w naszej
ostatniej lekcji.
Apostoł podjął
zagadnienie Bożych „darów” dla pierwotnego Kościoła, udzielonych im w miejsce
błogosławieństw, którymi możemy cieszyć się dzisiaj. Nie mieli oni Biblii, jak
my mamy, żadnych konkordancji czy innych narzędzi do studiowania Biblii.
Potrzebowali oni cudownego „daru języków”, który by ich zgromadzał raz w
tygodniu na rozważanie posłannictwa Pańskiego. Było to dla nich konieczne, by
poselstwo to docierało w tak cudowny sposób, aby mogło być właściwiej docenione
i pozostać własnością Pańską, nieprzywłaszczoną przez nich. Następnie zaś
stwarzało to potrzebę kolejnego daru, „wykładania języków”. W ten sposób
poprzez różne dary byli oni przyciągani do siebie, wzmacniani i budowani, aż do
czasu, gdy stopniowo zgromadzone zostały księgi Nowego Testamentu oraz gdy po
śmierci apostołów siłą rzeczy całkowicie zanikły te „dary”, a wtedy Boża opatrzność
w postaci pisanego Słowa okazała się całkowicie wystarczająca, owszem, daleko
lepsza, jak wynika z dalszego ciągu nauki Apostoła.
W swym liście św.
Paweł stopniowo skłania umysły swoich słuchaczy do wyższej oceny
błogosławieństw, którymi się już cieszyli. W rozdziale poprzedzającym nasze
czytanie zwraca on uwagę na rozmaitość spraw oraz jedność Kościoła, a także na
Boże oczekiwanie, by każdy członek miłował i współpracował z innymi. Wykazywał
im, że przykładają chyba zbyt wielką wagę do „daru języków”, że chociaż ten
„dar” ma swoje właściwe miejsce w Kościele jako błogosławieństwo, to jednak
jeszcze pożyteczniejsza jest umiejętność przedstawiania Prawdy w dobrze
zrozumiałym języku lub mowie. Oświadcza on, że sam zna więcej języków niż
ktokolwiek z nich, a mimo to woli przemawiać w tym języku, który jest
zrozumiały dla słuchaczy. I na koniec dochodzi on do zagadnienia naszego
obecnego czytania, stanowiącego kulminacyjny punkt całego poprzedzającego
nauczania.
JĘZYK MIŁOŚCI
PRZEWYŻSZA WSZYSTKO
W dobitny sposób
głosi Apostoł Prawdę, która miała być coraz bardziej i coraz powszechniej
uznawana pomiędzy chrześcijanami i to w proporcji do ich postępu w upodobnianiu
się do Odkupiciela, a także w proporcji do ich rozwoju jako dzieci Bożych. Św.
Paweł daje do zrozumienia, że to nie wiedza, nie mądrość, nie talenty i nie
„dary”, jakiego by one nie były rodzaju, są tym, o co należy się starać, ale
miłość – ponieważ Bóg jest miłością i ponieważ wszyscy, którzy chcieliby się
podobać Bogu, muszą rozwinąć taki charakter i takie usposobienie, a także i
dlatego, że zgodnie z Bożym prawem nikt nie otrzyma pełni Bożej aprobaty ani
żywota wiecznego na żadnym poziomie istnienia, jeśli w pełni nie rozwinie w
sercu i w charakterze tej boskiej cechy – cechy miłości. Przeto „wypełnieniem
zakonu jest miłość” [Rzym. 13:10].
W swej
sugestywnej wypowiedzi św. Paweł mówi, że nawet gdyby posiadł wszystkie języki
ziemi i nieba, gdyby mógł nimi posługiwać się w sposób doskonały i czarujący,
ciągle nie stanowiłoby to dowodu jego zgodności z Bogiem i dopuszczenia go do
życia wiecznego. Gdyby czynił to w powierzchowny sposób, nawet jeśliby to do
pewnego stopnia było opowiadaniem o Bożym charakterze i służyło interesowi oraz
pożytkowi bliźnich, to mógłby nie przykładając do tego serca być jedynie
brzęczącą miedzią i brzmiącym cymbałem. Dowodzi to, że języki nie miały być
poważane jako dowód chrześcijańskiego charakteru.
Następnie rozważa
on proroctwo, oratorstwo, zrozumienie tajemnic i wiedzę, a nawet posiadanie
wiary przenoszącej góry i wreszcie pyta: Czy umiejętności te nie oznaczałyby
chwalebnego rozwoju i pełni akceptacji przez Boga, a także pewności życia
wiecznego? I odpowiada nam: Nie, żadna z tych wszystkich zdolności – choć są
one cenne – nie miałaby w Bożej ocenie żadnej wartości, nie przynosiłaby nam
żadnego pożytku, gdyby nie była połączona z miłością i gdyby na miłości nie
była zbudowana. Jakże ten wywód podnosi naszą ocenę cechy miłości! Dalej mówi
on, że nawet gdybyśmy rozdali wszystkie nasze dobra na żywność dla ubogich,
gdybyśmy jako męczennicy wydali nasze ciała, by były spalone na stosie, a
jeśliby naszą motywacją, uczuciem, które kryje się za tą skłonnością do
wyrzeczeń i cierpienia, nie była miłość, nie otrzymalibyśmy nagrody – nie
przyniosłoby to nam pożytku.
CZĘŚCI SKŁADOWE
MIŁOŚCI
Tym z ludu
Bożego, którzy nigdy nie rozważali, czym jest miłość – jakie są jej elementy,
jej części składowe, podana tutaj sugestia apostolska wyda się być objawieniem.
Wymienia on dziewięć składników:
(1) Cierpliwość –
„Miłość jest długo cierpliwa”
(2) Życzliwość – „dobrotliwa jest”
(3) Wspaniałomyślność – „miłość nie zajrzy”
(4) Pokorę – „miłość nie jest rozpustna, nie nadyma się”
(5) Uprzejmość – „nie czyni nic nieprzystojnego”
(6) Altruizm – „nie szuka swoich rzeczy”
(7) Opanowanie – „nie jest porywcza do gniewu”
(8) Szczerość – „nie myśli nic złego”
(9) Uczciwość – „nie raduje się z niesprawiedliwości, ale się raduje z prawdy”.
Jakże wspaniały
mógłby być ten świat nawet ze wszystkimi jego boleściami i fizycznymi
cierpieniami, gdyby każdy członek ludzkiej społeczności osiągnął doskonałość w
wymienionych powyżej cechach. Ale nie byłoby to pożyteczne, gdybyśmy marnowali
czas na opłakiwanie tego, czego nie mamy, czy też na zbyteczne karcenie naszych
bliźnich i przyjaciół z tego powodu, że podobnie jak i my nie są doskonali w
miłości. W istocie, im lepiej rozumiemy naukę Słowa Bożego, tym bardziej
współczujemy z biednym „wzdychającym stworzeniem”. W jednym znaczeniu tego
słowa, z całego serca solidaryzujemy się ze wszystkimi tymi chwalebnymi standardami,
które wystawia przed nami Apostoł. Nie możemy okazywać sympatii złu, błędowi i
krzywdzie. Są to rzeczy dla nas nieprzyjemne. Jednak rozumiejąc sytuację możemy
współczuć bliźnim i samym sobie, znajdując się w upadłym stanie, w którym nikt
z nas nie da rady postępować tak, jakby chciał.
Pismo Święte
wyjaśnia tę sytuację, podając, że zostaliśmy jako rodzaj ludzki zrodzeni i
ukształtowani w nieprawości, a w grzechu poczęły nas nasze matki. Nieszczęście
grzechu, niedoskonałość i śmierć oddziaływujące na nas moralnie, mentalnie i
psychicznie, okaleczyły cały świat i uczyniły nas, jak pisze Apostoł,
„wzdychającym stworzeniem”. Wobec tego wiedza o tych sprawach, która stała się
udziałem tylko bardzo nielicznych, rozumiana i doceniana przez tak niewielu,
powinna pobudzać ów niewielki, ale szczególny lud do pełnego miłości
współczucia i uprzejmości względem bliźnich w utrapieniu. Niestety jednak,
trudność polega na tym, że nawet owi nieliczni, którzy znają te zagadnienia z
Bożego Słowa, mają samolubstwo tak wtopione w ich strukturę, są tak zajęci
pieczołowaniem o ten żywot, że i ich współczucie często nie jest takie, jak być
powinno.
APEL TEN ODNOSI
SIĘ WYŁĄCZNIE DO NOWEGO STWORZENIA
To z tych właśnie
powodów Pismo Święte nie zostało skierowane do cielesnego człowieka – ponieważ
jego umysł jest tak przesiąknięty samolubstwem, że oko litości jest u niego
prawie całkiem ślepe a ucho współczucia – głuche. Z Pisma Świętego dowiadujemy
się, że zamiast apelować do cielesnego człowieka w ogólności, Pan szczególnie
pociąga niektórych, którzy posiedli pewne przymioty serca i umysłu, i tych w
szczególności prowadzi do znajomości Odkupiciela, pozostawiając im wolność
przyjęcia lub odrzucenia Boskiej propozycji łaski i przebaczenia. Gdy
odpowiedzą, zostają jeszcze bardziej oświeceni, a jeśli na to pozytywnie
zareagują, zostaną uznani za usprawiedliwionych dzięki swej wierze w Jezusa i
Jego krew. Następnie otrzymują szczególne możliwości i są zachęcani, aby
całkowicie i na zawsze poświęcili się Panu na Jego służbę – aż do śmierci.
Jeśli nadal będą reagowali, dojdą do tego miejsca, w którym Pan będzie miał
przyjemność uznać ich, zgodnie z ich wyznaniem, za umarłych dla ziemskich spraw
i spłodzić ich z ducha świętego według chwalebnych obietnic swego Słowa, a
także uznać ich za Nowe Stworzenia w Chrystusie – jako członków ciała
Odkupiciela, którym jest Kościół. Wtedy też osiągną stan, w którym jako dzieci
Boże będą musieli uczęszczać do szkoły i rozwijać swoją wiedzę oraz charakter –
aby byli faktycznie dopasowani, przygotowani, nadając się do żywota wiecznego i
udziału wraz z Odkupicielem w Jego Królestwie.
LEKCJE TEJ SZKOŁY
Gdy wstępujemy do
szkoły Chrystusowej, ogólna nauka, która jest przed nami wystawiona, wyraża się
w słowach Wielkiego Nauczyciela: „Bądźcie synami Ojca waszego, który jest w
niebie”. Taką samą myśl wyraża Apostoł słowami, w których zapewnia nas, że Bóg
z góry postanowił, by tylko tacy, którzy staną się kopiami Jego umiłowanego
Syna – w podobieństwie charakteru – mogli stać się Jego współdziedzicami w
obiecanym Królestwie. Gdy wstępowaliśmy do szkoły Chrystusowej, nie
wiedzieliśmy, że wymagania będą aż tak wysokie. Nie rozumieliśmy wszystkiego,
co czynimy, gdy poświęcaliśmy się aż na śmierć w służbie sprawiedliwości.
Jednak nie ponieśliśmy żadnej straty, gdyż to, co zostało nam przedstawione i
czemu się oddaliśmy, obejmuje tylko rzeczy leżące w zasięgu naszych możliwości
i nic więcej – aż do śmierci. Tak więc żadna lekcja, która może nam zostać
udzielona, nie przekracza wymagań naszego przymierza czyli umowy.
W owym spektrum
miłości, które Apostoł przedstawia nam w aktualnym czytaniu, zarysowane zostały
różne części owej jednej wielkiej nauki o podobieństwie Chrystusowym, które
jest podobieństwem Bożym. Wskazuje on na to, co składa się na taki charakter,
który Bóg pragnie w nas rozwinąć, o którym też z góry założył On, że musimy go
posiąść, aby okazać się godni daru Bożego – żywota wiecznego przez Jezusa
Chrystusa, naszego Pana.
MIŁOŚĆ WIDZIANA W
PORÓWNANIU
Wszystko okrywa,
wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko cierpi – elementy
cierpliwości i uprzejmości sprawiają, że taka miłość gotowa jest znosić,
cierpieć wszelkiego rodzaju przeciwności względem czegokolwiek, co jest dla
niej właściwym obiektem sympatii. Wszystkiemu wierzy w tym znaczeniu, że nie podaje
w wątpliwość, nie sieje niewiary w dobre intencje i prawdomówność bliźnich.
Dopiero po otrzymaniu pełnych i przekonywujących dowodów, że jest inaczej,
przestanie wierzyć. Miłość wszystkiego się spodziewa w ten sposób, że pragnie
błogosławieństwa dla wszystkich, z którymi jest w kontakcie i ustawicznie
usiłuje w harmonii ze swymi pragnieniami wyświadczać im dobro. Miłość wszystko
cierpi w takim sensie, że nie daje się stłumić dopóki istnieje jeszcze coś, w
czym może się ona realizować. Te właściwości widziane z innego punktu widzenia
mogą być zinterpretowane w następujący sposób: „Wszystko znosi” [1 Kor. 13:7
BT] – jako wytrzymywanie nacisków ze wszystkich stron bez ulegnięcia
skruszeniu. „Wszystkiemu wierzy” – jako bycie pełnym wiary w Boskie obietnice i
zarządzenia, bez okazywania jakiegokolwiek zwątpienia. „We wszystkim pokłada
nadzieję” [BT] w tym znaczeniu, że owa doskonała miłość ku Bogu uzdalnia serce
do żywienia pełnej ufności względem Wszechmogącego, na którego miłości i ona
się opiera. „Wszystko przetrzyma” [BT] w takim sensie, że dusza, która ogniwem
miłości zjednoczona jest z Bożą miłością, nie może zostać skruszona, pokonana,
ponieważ taka jest Boża wola, takie jest Boskie zarządzenie. Bóg nie dopuści,
aby taki ktoś był kuszony ponad miarę tego, co byłby w stanie znieść, a w
każdym pokuszeniu wskaże drogę ucieczki.
Apostoł
przeprowadza porównanie między miłością a niektórymi „darami”, które korynccy
bracia słusznie bardzo wysoko oceniali. Chce on, abyśmy wszyscy zauważyli, że
miłość jest nieskończenie wyższa od któregokolwiek z tych darów, którymi
wczesny Kościół się radował. Miłość nie jest darem, ale rozwojem, owocem, który
musi dojrzeć w ogrodzie naszej duszy i który należy pielęgnować z wielką troską
o jego właściwy wzrost. Mówi on, że miłość nigdy nie ustaje, choć ustaną inne
zjawiska, a mianowicie siła prorokowania czy też talent oratorstwa, dar
języków, wiedzy itp. Wszystkie one stracą na znaczeniu, gdy zmieniające się
warunki sprawią, że ustanie konieczność posługiwania się nimi. Proroctwa się
skończą, dar języków ustanie, a wiedza wniwecz się obróci. Myślą Apostoła jest,
że wszystkie te zjawiska z konieczności ustaną, gdy tylko pojawi się
doskonałość, gdyż wszystkie te dary i talenty są niedoskonałe. Z pewnością wraz
z chwalebnym „przemienieniem” w pierwszym zmartwychwstaniu oraz po wkroczeniu w
Tysiąclecie warunki ulegną tak wielkiej zmianie, że wiele rzeczy wysoko
ocenianych w mniejszym świetle i w mało obecnie korzystnych okolicznościach
okaże się kiedyś bezwartościowymi. W podobny sposób krzesiwo było kiedyś bardzo
cenione jako narzędzie do rozniecania ognia, ale obecnie zostało zastąpione
zapałkami, iskrami elektrycznymi itp. Wiele z tych darów jednak, wliczając w to
dar języków, zanikło na długo przed nastaniem poranka Tysiąclecia. Ustały one
krótko po śmierci apostołów, ponieważ dary te były wyłącznie przez nich
udzielane.
Następnie Apostoł
porównuje dary ducha z owocami ducha i wykazuje, że te pierwsze w zestawieniu z
drugimi są jak dziecięce zabawki postawione obok kosztownych przedmiotów wieku
dojrzałego. „Pókim był dziecięciem, mówiłem jako dziecię, rozumiałem jako
dziecię, rozmyślałem jako dziecię; lecz gdym się stał mężem, zaniechałem rzeczy
dziecinnych” [1 Kor. 13:11]. Tak więc dary języków, tłumaczenia języków itp.,
dane Kościołowi w jego dziecięctwie i w tym okresie użyteczne, mogły zostać
całkowicie odłożone na bok, gdy Kościół wyrósł z dziecięcego wieku i osiągnął
siłę oraz rozwój wynikający z większej świadomości wielkiego Bożego planu.
Mleko Słowa i twardy pokarm Słowa zostały zamierzone przez Boga dla rozwoju
członków Ciała Chrystusa, aż wszyscy osiągną miarę zupełnego wieku
Chrystusowego. Im dojrzalszy chrześcijanin, tym lepiej będzie wiedział, że dary
ducha miały jedynie spełnić rolę podobną do dziecięcych zabawek, aby później
mogły zostać zastąpione owocami ducha, które są znacznie bardziej wartościowe
dla Kościoła w stanie zaawansowanego rozwoju.
Św. Paweł
wskazuje następnie na fakt, że celem naszego życia jest nie tylko
teraźniejszość, ale przede wszystkim przyszłość oraz że wszystko, co może być
obecnie rozwinięte ku zachowaniu na wieczność przyszłości, musi tym bardziej
być przedmiotem usilnego starania. Chciałby on, abyśmy się przekonali, że
miłość jest najważniejsza dla chrześcijanina – ta miłość, którą opisał. Nasza
wiedza, języki itp. obecnego czasu są jedynie cieniami wielkiej mocy, która
stanie się naszym udziałem, gdy dostąpimy udziału w chwalebnym
błogosławieństwie pierwszego zmartwychwstania. Jakąkolwiek jasnością spojrzenia
dziś byśmy się nie cieszyli, w przyszłości uznamy ją za ciemność w porównaniu
do pełni światła chwalebnego poranka. To, co obecnie widzimy jakby przez mętne
szkło, w przyszłości ujrzymy twarzą w twarz. Obecnie nasza wiedza jest
cząstkowa, w przyszłości poznamy tak, jak zostaliśmy poznani.
WIARA, NADZIEJA I
MIŁOŚĆ
Św. Paweł
chciałby, aby Kościół dowiedział się, że wiara, nadzieja i miłość, trzy owoce
ducha, daleko przewyższają wszystkie „dary” ducha, jakiegokolwiek by nie były
rodzaju, ponieważ przetrwają one przez cały wiek. Aż do poranku Tysiąclecia
będziemy potrzebowali wiary. Będziemy potrzebowali nadziei, będzie nam
konieczna miłość. Nie możemy się bez nich obejść. Bez nich nie jesteśmy w
stanie dokonać żadnego postępu w naśladowaniu Jezusa. Gdy jednak będziemy się
starali porównać owe niedokonane właściwości między sobą, to okaże się, zdaniem
Apostoła, że największa z nich jest miłość. Dlaczego jest największa? Ponieważ
jest to przymiot Boży, bez którego, nawet posiadając wszystkie inne walory, nie
będziemy mogli zadowolić Boga. Jest to jedyny przymiot, który ostoi się na całą
wieczność. Zawsze będziemy musieli cechować się miłością, by pozostawać w Bożej
łasce. Co do wiary i nadziei, jakkolwiek by one nie były wspaniałe, to jednak
nadejdzie czas, kiedy zostaną wchłonięte przez to, co widoczne, przez owoce,
przez rzeczywistość chwalebnych warunków społeczności z Panem. Zaś miłość nigdy
nie przeminie. Pomiędzy wszystkimi łaskami ducha jest ona nadrzędna i wieczna.
Z powodu licznych
błędów w zrozumieniu, czym jest miłość, wydaje nam się to konieczne i właściwe,
by na podstawie słów Apostoła przypomnieć naszym czytelnikom, że przymiot
miłości nie polega tylko na pielęgnowaniu formy przyjemnych i uprzejmych słów
oraz miłych uśmiechów, ale powinien on głęboko wniknąć w naszą naturę i objąć
nasze uczynki oraz uczucia serc.
Straż
2009/3/12, str. 72 W.T. R-4442 b – 1909 r.